nowy prezes Banku Światowego , czcigodnej globalnej instytucji, której misją jest eliminacja ubóstwa. Wybrany kandydat będzie miał plan radzenia sobie z kryzysem w rozwoju społecznym wywołanym globalną pandemią. Osoby zaprzeczające zmianom klimatycznym i nie-Amerykanie nie muszą się zgłaszać.

Wszystko wskazuje na to, że Stany Zjednoczone już zdecydowały , kto będzie kierował jednym z dwóch organów powołanych na konferencji w Bretton Woods w 1944 r. Rajiv Shah, który prowadzi Fundację Rockefellera i był wcześniej szefem amerykańskiej agencji ds. Development (USAID) jest gorącym faworytem do przejęcia odchodzącego Davida Malpassa.
Pomysł, aby Biały Dom miał prawo mianować prezesa tak ważnej organizacji, jest skandalicznym anachronizmem. Ale tak było od czasu powstania Banku i jego siostrzanej organizacji, Międzynarodowego Funduszu Walutowego, gdy druga wojna światowa dobiegała końca. Zawarto umowę, w której Europejczycy mieli wybrać dyrektora zarządzającego MFW, a Amerykanie Bank.
Wiele się wydarzyło w ciągu ostatnich ośmiu dekad, zwłaszcza rosnący udział krajów wschodzących i rozwijających się w światowej gospodarce. Nic dziwnego, że zaawansowane kraje nadal wywierają nacisk na MFW i Bank Światowy w Pekinie, New Delhi, Brasilii i innych miejscach. Od czasu, gdy Malpass ogłosił swoje odejście, mówi się o kampanii mającej na celu przekonanie Mii Mottley , premier Barbadosu, do kandydowania w krajach rozwijających się.
Bez wątpienia Mottley nada Bankowi Światowemu kierunek, którego brakowało mu w ostatnich latach. Była odpowiedzialna za Bridgetown Initiative – plan reformy finansowania rozwoju polegający na automatycznym oddłużeniu krajów dotkniętych pandemią lub klęskami żywiołowymi; dodatkowy 1 bilion dolarów finansowania z banków rozwoju (w tym Banku Światowego) na odporność na zmianę klimatu; oraz nowy mechanizm kierowania inwestycji sektora prywatnego na rzecz łagodzenia zmiany klimatu.
Z pewnością Bank musi zacząć uderzać w swoją wagę w sposób, w jaki nie robił tego pod rządami Malpassa. Cele zrównoważonego rozwoju wyznaczone przez Organizację Narodów Zjednoczonych na rok 2030 nie zostaną osiągnięte przy obecnych trendach, jednak Bank Światowy był zbyt ostrożny w swoim podejściu do udzielania pożyczek. Raport przygotowany dla grupy krajów rozwiniętych i rozwijających się G20 wykazał, że przy mniej konserwatywnym podejściu wielostronne banki rozwoju mogłyby zwiększyć akcję kredytową o setki miliardów dolarów .
Malpass podskoczył, zanim został popchnięty. Wybór Donalda Trumpa na to stanowisko był jednym z powodów, dla których Joe Biden odmówiłby mu drugiej kadencji. Po drugie, był postrzegany jako niedostatecznie wyćwiczony zagrożeniem, jakie stanowi kryzys klimatyczny, jeśli nie jako jawny negator zmian klimatycznych. Biden wierzy, że jego odejście pozwoli Bankowi skoncentrować się na finansowaniu działań klimatycznych dla biednych krajów.
Można przypuszczać, że kraje rozwijające się byłyby zadowolone z takiej perspektywy. W rzeczywistości są tym zaniepokojeni z dwóch powodów. Pierwszym z nich jest obawa, że Bank zostanie odsunięty od głównego programu rozwoju. Świat wschodzący z pewnością chce więcej pieniędzy na łagodzenie zmiany klimatu i przystosowanie się do niej, ale nie kosztem finansowania energii, transportu, szkół i szpitali.
Drugim powodem, dla którego kraje rozwijające się czują niepokój z powodu przekształcenia Banku Światowego w Światowy Bank Klimatyczny, jest to, że jego wyniki nie są wybitne. Kraje rozwijające się słusznie zadają następujące pytanie: dlaczego Bank Światowy miałby być lepszy w finansowaniu naszej zielonej transformacji niż w wydobywaniu nas z ubóstwa?
To dobre pytanie. Zmiana klimatu jest kwestią o rosnącym znaczeniu dla Banku Światowego, ale ma on również wiele do zrobienia, pomagając krajom rozwijającym się we wzmacnianiu ich gospodarek, budowaniu odporności na przyszłe pandemie, zmniejszaniu nierówności i zmniejszaniu zadłużenia. Jeśli skupienie się na kryzysie klimatycznym zacznie wypierać inne kwestie, rezultatem będzie dalsza fragmentacja systemu wielostronnego, a biedne kraje będą coraz bardziej kuszone pożyczać od rywala Chin do Banku Światowego – Azjatyckiego Banku Infrastruktury i Inwestycji.
Malpass nie był katastrofą, którą niektórzy z jego przeciwników wyobrażali sobie, kiedy został mianowany przez Trumpa, chociaż w dużej mierze wynika to z tego, że nie zrobił zbyt wiele. Ani też, szczerze mówiąc, żaden prezydent od czasów Jamesa Wolfensohna (1995-2005) nie pozostawił po sobie większego śladu. Nadszedł czas, aby przemyśleć zarówno sposób działania Banku, jak i to, czy instytucje wielostronne są odpowiednie do tego celu.
Najbliższym zadaniem jest powołanie odpowiedniej osoby do kierowania Bankiem, czyli osoby z planem rozwoju. Realistycznie rzecz biorąc, Biały Dom dostanie kandydata, którego chce, ale Biden musi dokonać ostrożnego wyboru. Pandemia cofnęła program walki z ubóstwem o lata. Nierówności i zadłużenie stają się coraz poważniejszymi zagrożeniami, a osoba kierująca Bankiem Światowym musi mieć na nie odpowiedź.
Mówiąc bardziej fundamentalnie, przegląd systemu z Bretton Woods jest już dawno spóźniony. Bankowi Światowemu powierzono dodatkową odpowiedzialność za finansowanie działań związanych ze zmianą klimatu nie dlatego, że jest to idealny wybór do tego zadania, ale dlatego, że nie ma postrzeganej alternatywy.
W idealnym świecie powstałby nowy wielostronny bank zajmujący się finansowaniem klimatu i transformacją energetyczną, z międzynarodowym organem ds. długu, który zastąpiłby obecne nieodpowiednie ramy postępowania z długiem państwowym.
Kraje rozwinięte zdecydowanie sprzeciwiają się tworzeniu nowych instytucji wielostronnych, ale muszą uznać, że próby rozwiązania problemów lat 20. XXI wieku za pomocą instytucji utworzonych w latach czterdziestych mają niewielką przyszłość. Zwycięstwo w walce ze zmianami klimatycznymi oznacza również zwycięstwo w walce z globalnym ubóstwem. Aby to zrobić, potrzebne są nowe organizacje, nowe podejście i nowa pilna potrzeba.