Poza rytmem Mersey: wizyta w niecelebrowanych fortunach towarzyskich Liverpoolu

na posiedzeniu rady miejskiej Liverpoolu w 1974 r., w odpowiedzi na wniosek o zainstalowanie pierwszej rzeźby Beatlesów na Mathew Street, radny podobno zażartował: „Co Beatlesi kiedykolwiek zrobili dla Liverpoolu?” Jedno z aktualnych szacunków sugeruje na początek roczne 100 milionów funtów w turystyce. Ale chociaż miasto pozostaje najbardziej znane na całym świecie ze Fab Four, Aintree, klubów piłkarskich i Albert Dock, może się również pochwalić 2500 zabytkowymi budynkami oraz bogactwem publicznych dzieł sztuki i rzeźb.

W dużej mierze dzięki Tommy’emu Calderbankowi – którego niektórzy nazywają „duchem Liverpoolu” – mieszkańcy miasta ciężko walczyli, aby uratować niektóre z ich ukochanych budynków, w tym centrum sztuki The Florrie i ratusz Toxteth, a także zbierali fundusze na dzieła sztuki takie jak pomniki Boba Marleya i Briana Epsteina w centrum miasta.

Liverpool jest dla mnie zarówno znajomy, jak i obcy. Znam to miejsce z popkultury, The Beatles, filmów i seriali komediowych, ale odwiedziłem je zaledwie kilka razy. Właśnie dlatego spotykam się z Tommym na kufel piwa w porze lunchu w Ye Hole in Ye Wall , najstarszym pubie w mieście (założonym w 1726 r.), zbudowanym na starym miejscu pochówku kwakrów.

Ten stary pijak, ukryty w bocznej uliczce, jest wyłożony boazerią, wyłożony wykładziną i ozdobiony witrażami; krzykliwa maszyna do owoców jest jedyną irytującą obecnością. Tommy wymyślił spacer po pubach zarezerwowany przez najstarszych i najbardziej ekscentrycznych mieszkańców Liverpoolu, usiany architekturą i dziełami sztuki, które są pomijane przez większość odwiedzających. „To zdecydowanie nie jest kolejny spacer po mieście w stylu Beatlesów” — mówi i wręcza mi ręcznie narysowaną mapę, zanim wyruszy do swojej pracy na pół etatu — jako przewodnik wycieczek po Beatlesach.

Ogrzany piwem wychodzę z pubu na Hackins Hey, skręcam w prawo w Dale Street i w lewo w Castle Street, dwie z siedmiu średniowiecznych ulic, na których Liverpool został założony w 1207 roku. Ślady czegokolwiek sprzed średniowiecza prawie nie istnieją, ale te ulice oferują inne nagrody, zwłaszcza jeśli spojrzymy w górę. Znajdują się tu jedne z najbardziej okazałych budynków w mieście, odzwierciedlające czasy, gdy Liverpool obsługiwał 40% całego światowego handlu.

Obszar ten pozostaje zdominowany przez bombastyczny majestat starych wiktoriańskich banków, biur żeglugowych i firm ubezpieczeniowych z czerwonego i żółtego piaskowca, ozdobiony doryckimi kolumnami, posągami, mozaikami i cebulastymi kopułami. Budynki Queen Insurance na Dale Street i Royal Insurance na North John Street są prawdopodobnie najwspanialszymi ze wszystkich. Mogą być imponujące i bogate, ale mieszkańcy Liverpoolu nie stronią od faktu, że cała ta chwała z piaskowca została zbudowana na kolonializmie: Międzynarodowe Muzeum Niewolnictwa na przystani uczy historii, którą inni mogą woleć zignorować.

W połowie Castle Street skręcam w Cook Street, potem w North John Street, a potem w najczęściej odwiedzaną dzielnicę miasta: Mathew Street. Unikając wszystkiego, co związane jest z Beatlesami, zamiast tego szukam popiersia psychiatry Carla Junga we wnęce w ścianie Jabłka Flanagana , pod którym widnieją jego słowa: „Liverpool to sadzawka życia”. Jung nigdy nie odwiedził Liverpoolu, ale słynie z tego, że miał kiedyś sen, w którym spacerował nocą po mieście i znalazł drzewo magnolii na wyspie otoczonej wodą i skąpanej w świetle. W 1974 roku przedsiębiorca Peter O’Halligan kupił tu magazyn i założył Liverpool School of Language, Music, Dream and Pun , wierząc, że w tym miejscu rośnie magnolia.

Obszar ten stał się centrum kontrkultury Liverpoolu w latach 70.; tam też reżyser teatralny Ken Campbell po raz pierwszy wystawił legendarną już ośmiogodzinną adaptację Illuminatus Roberta Shea i Roberta Antona Wilsona! trylogii, wykorzystując talenty obsady młodych nieznanych osób, w tym Billa Nighy’ego, Jima Broadbenta, Billa Drummonda i przyszłej żony Campbella, Prunelli Gee.

Idąc Church Street, Ranelagh Street i Mount Pleasant na górę Hope Street, spotykam się z Tommym przed Katolicką Katedrą Metropolitalną.

 Jeśli masz tylko kilka godzin, możesz zrobić coś gorszego niż zacząć tutaj i przejść katedrę w obie strony. To taka ważna, bogata kulturowo ulica ” – mówi mi.

Hope Street jest zarezerwowana dla dwóch katedr w mieście, które różnią się wiekiem i wyglądem. Metropolitan, z koroną cierniową, ukończony w 1967 roku, jest lokalnie znany jako Paddy’s Wigwam. Wnętrze jest oświetlone olśniewającymi kolorami z witraży. Wokół okrągłej ściany katedry znajdują się dzieła sztuki, takie jak draperie, pejzaże, abstrakcyjne modernistyczne obrazy i metalowe rzeźby Stacji Drogi Krzyżowej Seana Rice’a. Inny złoty posąg, Chrystus Zmartwychwstały, jest dziełem artysty z Liverpoolu, Arthura Dooleya, o którym więcej w anon.

W dół Hope Street mijamy teatr Everyman w Liverpoolu , a nieco dalej Philharmonic Hall . Tuż przy wejściu tablica z brązu upamiętnia muzyków z miasta, którzy grali dalej – by uspokoić nerwy skazanych na zagładę pasażerów – podczas gdy Titanic tonął w lodowatej wodzie.

Po drugiej stronie ulicy zatrzymujemy się na bezczelną przekąskę w prawdopodobnie najbardziej eleganckim barze w Liverpoolu, Philharmonic Dining Rooms . Wnętrze jest przestronne i wyłożone boazerią, z żyrandolami, witrażami i kanapami nazwanymi na cześć kompozytorów Brahmsa i Liszta. Zapytany w latach 60., co jest najgorsze w byciu sławnym, John Lennon odpowiedział: „Nie mogę dostać cichego piwa w Phil”. Może się nawet poszczycić jedynymi w kraju wpisanymi na listę mężczyzn klasy I , bogato zdobionymi marmurem, mozaikami i egzotycznymi płytkami. (Kobiety otrzymują nieoficjalne bezpłatne wycieczki).

Na dole Hope Street napotykamy gotycką anglikańską katedrę w Liverpoolu i schodzimy na Cmentarz św. Jakuba , znacznie poniżej poziomu ulicy. Z katedrą wyłaniającą się nad nami pijemy uzdrawiającą wodę ze Studni Bridie. W katedrze w Liverpoolu znajdują się dwie prace Tracey Emin. Dla Ciebie neon z napisem „Czułem cię i wiedziałem, że mnie kochasz” znajduje się nad wewnętrzną ścianą frontową, a dwukrotnie skradziony i łatwy do przeoczenia rzymski sztandar – lepiej znany jako wróbel na patyku – znajduje się na terenie Oratorium, naprzeciwko wejścia. Po lewej stronie, w słabo oświetlonej części katedry, Tommy pokazuje mi Redemption, kolejne dzieło Dooleya, z haftem Ann McTavish.

Stąd, wzdłuż Upper Parliament Street i Princes Avenue, zobaczymy coś, co jest powszechnie znane jako Dooley’s Black Christ na froncie kościoła metodystów Princes Park. Dla Tommy’ego ten były bokser urodzony w Dingle jest „prawdopodobnie największym samoukiem XX wieku w Anglii i powodem, dla którego ustanowiłem dzień na jego cześć: Dooleyday”.

Z pewnością niewielu artystów jest tak reprezentowanych w mieście jak Dooley, który ma około 20 rzeźb religijnych w centrum, w tym dziwaczny horror ludowy Czterech chłopaków, którzy wstrząsnęli światem na Mathew Street, przedstawiający trzy niemowlęta w ramionach bez twarzy Deathmonger-cum-Virgin Mary i osobny mały Lennon wydzielający atmosferę zabójczej lalki Hammer Horror. Black Christ ma podobnie nawiedzoną cechę i jest typowym przykładem szorstkiego i niedokończonego stylu Dooleya. „Bałem się tego przez lata” — przyznaje Tommy — „tej widmowej postaci, która wygląda, jakby została wyciągnięta z bagna”. Teraz jednak nie ma nic poza pochwałami dla pracy Dooleya i odegrał kluczową rolę w renowacji posągu.

Cofamy się, kontynuujemy do Parliament Street i kierujemy się w prawo do Baltic Triangle i Jamaica Street. W połowie drogi, za muralem Jürgena Kloppa, łatwo przeoczyć nasz ostateczny cel – podziemny bar cyganerii znany jako Hobo Kiosk i samo w sobie pokręcone, maksymalistyczne dzieło sztuki. Jest to wizja właścicieli Delii i Tristana i oferuje karnawałowy róg obfitości z przerobionymi głowami lalek, duchami mleka (rzeźbionymi i zdobionymi pojemnikami na mleko w stylu Halloween), trójwymiarowymi muralami i starymi szyldami. „Jesteśmy artystyczną wersją Narnii” — oświadcza Delia.

Kupuję kolejną kolejkę i dziękuję Tommy’emu za stworzenie trasy koncertowej, która pokazuje, że – chociaż obaj ich kochamy – Beatlesi nie definiują Liverpoolu. Tommy się śmieje. „Czy ci się to podoba, czy nie, rzecz w tym mieście polega na tym, że gdziekolwiek się udasz, znajdziesz odniesienia do Beatlesów w najbardziej nieprawdopodobnych miejscach”.

“Nawet tu?” Pytam.

Wchodząc po schodach Hobo Kiosku, Tommy wskazuje na mały otwór w ręcznie rzeźbionej drewnianej poręczy, w który włożono malutką soczewkę ze szkła powiększającego. zaglądam. Na ścianie z tyłu jest napisane jedno słowo, słowo, które po raz pierwszy połączyło Johna i Yoko: Tak.